niedziela, 31 sierpnia 2014

Gorzej być nie może.


Wlazły patrzy na ciebie pytająco. Nie wytrzymujesz tego spojrzenia i spuszczasz wzrok.
- Co masz na myśli? – pyta Mariusz. Opowiadasz mu więc wszystko, nie pomijając żadnego szczegółu.
Kiedy kończysz czujesz minimalną ulgę związaną z tym, że to z siebie wyrzuciłeś. Czekasz jeszcze na jakąś reakcję przyjaciela, ale kiedy on milczy już dość długo przestajesz na nią liczyć. Przenosisz więc wzrok na drzwi od sali operacyjnej, mając nadzieję, że za chwilę się otworzą. Niestety jest ona złudna. Perspektywa dalszego czekania niszczy cię od środka, masz wrażenie, że twoje wnętrze płonie żywym ogniem. Nie chcesz nawet myśleć o najgorszym, nie przyjmujesz do wiadomości faktu, że Agnieszka mogłaby nie przeżyć.
- Nigdy nie chciałem, żeby przeze mnie cokolwiek jej się stało – mówisz cicho, kiedy po kolejnym okrążeniu po szpitalnym korytarzu siadasz koło Mariusza.
- Wiem Michał. I ona też to wie.
- Skąd to przekonanie?
- Czuję to. Wierzę, że ona się obudzi, że wróci do zdrowia, że wszystko sobie wyjaśnicie i w końcu będziecie szczęśliwi.
- Chciałbym. Oddałbym za to wszystko.
- Nawet siatkówkę?
- Zdecydowanie. Aga jest dla mnie najważniejsza – odpowiadasz pewnie. – Szkoda tylko, że potrzebowałem tyle czasu by to do mnie dotarło. Gdyby nie to, może nic by się jej nie stało.
- Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nie ma co gdybać Michał, teraz twoim zadaniem jest wyjaśnić wszystko Adze, sprawić żeby znów ci zaufała. Musisz przy niej być, ona teraz będzie bardzo tego potrzebować.
- Nigdy nawet nie pomyślałbym o tym, by ją teraz zostawić.
- Wiem – Mariusz posyła ci pokrzepiający uśmiech. – Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą powinieneś zrobić.
- Mianowicie? – pytasz.
- Chodzi mi o Lunę. Rozumiem, że ona chce ci pomóc, ale zauważ, że jak na razie masz przez nią same kłopoty. Z resztą nie tylko ty – odpowiada ci Wlazły, spoglądając w stronę sali operacyjnej.
- To tylko koleżanka. Mogłem z nią posiedzieć i pomilczeć, gdy potrzebowałem czyjejś obecności, a tobie nie chciałem zawracać głowy.
- Jesteś pewien?
- Jestem. Kocham tylko Agnieszkę i to z nią chcę spędzić całe swoje życie. Jeśli mi oczywiście wybaczy.
Waszą rozmowę przerywają otwierające się drzwi. Zrywasz się z miejsca i szybkim krokiem podchodzisz do wychodzącego z sali lekarza.
- Doktorze, co z nią? – pytasz, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego.
- Jej stan jest ciężki, ale stabilny. Udało nam się zatamować wewnętrzny krwotok, usunęliśmy także pękniętą śledzionę. Oczywiście pacjentka ma także sporo zadrapań i siniaków, ma złamaną rękę, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Kiedy będę mógł ją zobaczyć?
- W tej chwili pani Agnieszka nadal pozostaje nieprzytomna. Biorąc pod uwagę późną porę nie wcześniej niż jutro.
- Rozumiem. I dziękuję doktorze.
- Proszę nie dziękować, to moja praca – mówi ci lekarz. – Muszę wracać na oddział. Do widzenia.
- Do widzenia – odpowiadasz i wracasz do Mariusza. Przekazujesz mu co usłyszałeś od doktora i w końcu oddychasz z ulgą. Masz nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
- Wracajmy do domu Michał.
- Zostanę.
- Nie przydasz się tutaj.
- To nic.
- Przecież możesz przyjechać tutaj jutro, wypoczęty. Jeśli chcesz jej pomóc, musisz mieć na to siły.
Ulegasz namowom przyjaciela i w końcu razem z nim postanawiasz wrócić do domu. Tam bierzesz długi prysznic, podczas którego czujesz jak bardzo byłeś zmęczony dzisiejszymi wydarzeniami. Podczas przechodzenia do sypialni, twój wzrok mimowolnie wędruje na zdjęcie, na którym jesteś razem z Agnieszką. Stoicie objęci, na tle morza i zachodzącego słońca, z szerokimi uśmiechami. Wiesz już, że się nie poddasz. Zrobisz wszystko, by znów być z Agnieszką i nie ma dla ciebie znaczenia jak długo będziesz musiał o to walczyć. Jeśli nie, to nie nazywasz się Winiarski.
   Kolejny dzień rozpoczynasz bardzo wcześnie, ponieważ budzisz się już o siódmej. Nie tracąc czasu wstajesz z łóżka, bierzesz prysznic, ubierasz się, zjadasz śniadanie i wychodzisz z domu. Swoje kroki kierujesz do szpitala. Chcesz już być przy Agnieszce, nawet jeśli nadal będzie nieprzytomna. Docierasz na miejsce i od razu udajesz się w kierunku sali swojej ukochanej. Zatrzymuje cię jednak pielęgniarka.
- Przepraszam pana bardzo, ale godzina od której można odwiedzać pacjentów jeszcze nie nadeszła – informuje cię.
- Nie da się jakoś nagiąć tych zasad? – pytasz, posyłając jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Jak to mówią – cel uświęca środki.
- No nie wiem – odpowiada, czerwieniąc się. – Niech będzie. Ale gdyby coś, to ja nie mam pojęcia skąd się pan tam wziął.
- Oczywiście – mówisz, puszczając jej oczko. – Dziękuję bardzo! – dodajesz i już po chwili znajdujesz się w sali Agnieszki.
Widok jaki tam zastajesz nie jest dla ciebie zbyt przyjemny. Twoja ukochana leży na sporym względem jej wzrostu łóżku, cała posiniaczona i odrapana. Zagipsowana ręka spoczywa zgięta na kołdrze, zaś druga leżąca wzdłuż łóżka jest podpięta do kroplówki. Siadasz na krześle znajdującym się przy łóżku, łapiąc ją za zdrową rękę. Chciałbyś żeby już się obudziła, choć z drugiej strony się tego obawiasz. Znasz Agnieszkę dobrze i jesteś przekonany, że nie będzie chciała z tobą rozmawiać. Mimo to nie zamierzasz wyjść z jej sali, dopóki sama cię z niej nie wyrzuci. Obiecałeś sobie, że nie odpuścisz i chcesz dotrzymać swojego postanowienia, cokolwiek by się nie działo.
   Siedzisz przy niej kompletnie nie zwracając uwagi na godzinę. W tej chwili – z resztą nie tylko, bo i w całym życiu – jest dla ciebie najważniejsza i nic innego się nie liczy.
- Ciągle pan tutaj jest? – słyszysz pytanie, a kiedy podnosisz wzrok twoje źrenice napotykają twarz pielęgniarki, z którą rozmawiałeś rano, a która teraz przyszła skontrolować stan twojej ukochanej. – Musi ją pan bardzo kochać.
- Jest dla mnie najważniejsza – odpowiadasz cicho, ale pewnie.
- To widać, skoro jest pan tutaj już osiem godzin.
- Naprawdę? – pytasz zdziwiony. – Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że minęło już tyle czasu.
- Czas szybko mija gdy martwimy się o kogoś kogo kochamy – pielęgniarka posyła ci delikatny uśmiech. –Niech się pan nie martwi, odwiedziny kończą się dopiero o dziewiętnastej. – dodaje, po czym wychodzi z sali, cicho zamykając za sobą drzwi.
Pomieszczenie znów wypełnia cisza, którą niedługo potem przerywa piknięcie twojej komórki, oznaczające nową wiadomość tekstową. Widząc, że jej nadawcą jest Mariusz szybko ją odczytujesz. Przypuszczam, że to, że nie było cię na treningu spowodowane jest tym, że jesteś w szpitalu przy Agnieszce. Nie martw się, wytłumaczyłem wszystko trenerowi. Masz wrócić, gdy będziesz gotowy.
Cieszysz się, że masz takiego przyjaciela. Takiego, który pomyśli o wszystkim i będzie dbał o twoje dobro. Dziękuję. Jesteś prawdziwym przyjacielem - odpisujesz, po czym chowasz telefon do kieszeni, a twoja dłoń znów łapie dłoń Agi.
Czas nieubłaganie mija, a ty czujesz się coraz bardziej zmęczony czekaniem. Nie jesteś w stanie przewidzieć tego ile to jeszcze potrwa, wiesz tylko, że ta sytuacja nie jest dla ciebie komfortowa. Chciałbyś już usłyszeć głos Agnieszki i od niej samej dowiedzieć się jak się czuje. Zabrać ją do domu i pomóc jej wrócić do pełni zdrowia, jeśli tylko ci na to pozwoli. A nawet jeśli nie, to nie zamierzasz odpuścić.

                                                            ~.~
Co ja tu robię.
Ale jestem dumna z naszych chłopaków, to był niesamowity mecz! Takiego wyniku chyba nikt się nie spodziewał. Mam nadzieję, że to da im siłę i motywację do dalszej walki. :)
Sama ceremonia jakoś do mnie nie przemówiła, ale mi się zazwyczaj takie nie podobają. :P A Wy jakie macie zdanie? :)


środa, 27 sierpnia 2014

Znowu wszystko poszło nie tak.


- Michał, wszystko w porządku? – pyta cię Luna, gdy do niej wracasz.
- To koniec, definitywny koniec – mówisz, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Przeze mnie, tak? – nie odpowiadasz. – Porozmawiam z nią, wszystko jej wyjaśnię.
- To nie ma sensu, nie zmienisz jej decyzji.
- Michał, ja naprawdę…
- Nie rozumiesz? To nic nie da! Agnieszka jest bardzo uparta, nie przekonasz jej. Ona nawet nie będzie chciała z tobą rozmawiać! – wykrzykujesz.
- Spokojnie Winiarski. To moja wina, więc ja to naprawię. Masz moje słowo.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie będziesz w stanie spełnić – mówisz cicho.
- Nigdy tak nie robię – odpiera Luna, wlewając w twoje serce odrobinę nadziei.
Waszą rozmowę przerywa sygnał karetki, który słychać niedaleko. Masz złe przeczucia, więc zrywasz się z miejsca i biegniesz w stronę źródła hałasu. Wypadasz z parku, a twoim oczom ukazuje się zbiegowisko ludzi, którzy głośno rozmawiają między sobą. Twoje obawy się zwiększają, więc szybko wbiegasz między nich. Zauważasz rozbity samochód i opatrywanego przez sanitariusza kierowcę. Serce bije ci nienaturalnie szybko, w uszach szumi, a intuicja podpowiada, że to nie wszystko. Skoro jest sprawca, musi być i ofiara. Podbiegasz więc do karetki, a widok jaki tam zastajesz mrozi ci krew w żyłach. Twoja Agnieszka leży nieprzytomna na noszach,  jej ręka jest nienaturalnie wygięta, a na ciele widać pełno zadrapań, siniaków i krwi.
- Aga? Kochanie, słyszysz mnie? – wołasz do niej, mimo że wiesz, że w tej chwili ci nie odpowie.
- Proszę się odsunąć – upomina cię sanitariusz. – W tej chwili liczy się każda minuta.
- Ale to moja dziewczyna!
- Proszę pana, to w tej chwili nie ma znaczenia.
- Ja muszę z nią teraz być!
- Dobrze, proszę w takim razie wsiadać, bo naprawdę musimy się spieszyć.
Posłusznie zajmujesz miejsce w karetce, z przerażeniem wlepiając wzrok w nieruchome ciało Agnieszki. Wiesz, że to wszystko stało się przez ciebie. Powinieneś był pobiec za nią, spróbować ją zatrzymać, zrobić cokolwiek by nie doszło do tej sytuacji. Ale nie byłeś w stanie tego przewidzieć. Nie ma sensu gdybać, zastanawiać się co mogłeś zrobić, teraz najważniejsze jest życie twojej ukochanej.
Dojeżdżacie pod szpital, gdzie Agnieszka praktycznie natychmiast trafia na blok operacyjny. Tobie pozostaje tylko czekać.
Operacja trwa już dobrą godzinę, a ty coraz bardziej nie możesz znaleźć sobie miejsca. Nie zwracając uwagi na godzinę dzwonisz do Mariusza.
- Halo? – słyszysz głos swojego przyjaciela w słuchawce, ale nie jesteś w stanie się odezwać.
- Michał, jesteś tam?
- Tak, ja…możesz przyjechać?
- Jasne, ale gdzie?
- Do szpitala.
- Coś się stało? – pyta zaniepokojony Mariusz.
- Tak…Agnieszka miała wypadek, dość poważny. Operują ją. – odpowiadasz cicho.
- Zaraz będę – dodaje Wlazły i połączenie zostaje przerwane.
Nie masz pojęcia ile czasu czekasz na przyjaciela, ale kiedy już pojawia się obok czujesz, że potrzebowałeś jego obecności. Mariusz zerka na ciebie w milczeniu.
- Co z nią? – pyta po chwili milczenia.
- Nie wiem. Operacja trwa już prawie dwie godziny, ale wciąż nie chcą mi nic powiedzieć! – wykrzykujesz ostatkiem sił. Potem już nie wytrzymujesz, przestajesz tłumić w sobie emocje, a po twoich policzkach zaczynają płynąć łzy.
- Michał, wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- To moja wina, rozumiesz? To wszystko przeze mnie – wyszeptujesz.

                                                                                   *~*
Dramat większy niż w Modzie na sukces. :D
Jak sobie pomyślę, że już zaraz, za momencik ruszają MŚ, gdzie zobaczę tylko mecz otwarcia,(Boże, daj dużo transmisji w internecie, które znajdę) to aż nie mogę uwierzyć. Dopiero co było 100 dni, a tu proszę. Jak ten czas szybko leci.
Skoro o czasie mowa, wiecie, że jeszcze 4 rozdziały i epilog? :D

niedziela, 24 sierpnia 2014

Naprawdę ciężko będzie nam się nie rozłączyć.


Nie spałaś całą noc, znowu. Ostatnio zdarzało ci się to praktycznie ciągle, a zaczęło się zaraz po rozstaniu z Michałem. Nie potrafiłaś tego zmienić, nie umiałaś zmusić się do snu. Próbowałaś nawet tabletek, ale nic nie pomagało. Nawet jeśli udało ci się zasnąć budziłaś się kilkanaście razy. Byłaś cieniem człowieka – twoje oczy już nie błyszczały jak dawniej, cera poszarzała, a włosy straciły blask. Chyba nawet zgubiłaś parę kilogramów, ale nie miałaś ochoty tego sprawdzać, bo tak naprawdę miało to dla ciebie drugorzędne znaczenie. Żyłaś, bo musiałaś, ale twoja egzystencja ograniczała się  jedynie do całodziennego patrzenia w ścianę lub w okno. Rzadko odbierałaś telefony, gości nie przyjmowałaś praktycznie żadnych, czasem tylko odwiedzał cię Mariusz. Męczyłaś się, ale nie potrafiłaś tego przerwać. Dziś jednak musiałaś wyjść z domu, by pozałatwiać kilka spraw. Nie było ich mało, bo nagromadziły się gdy siedziałaś w domu, ale miałaś nadzieję, że uda ci się je wszystkie załatwić jednego dnia. I szczęśliwie ci się to udało, choć musiałaś się nabiegać po całym mieście. Późnym popołudniem wracałaś już do mieszkania i by skrócić sobie drogę postanowiłaś przejść przez park. O tym, że to nie był najlepszy pomysł przekonałaś się niedługo potem. Widok jaki zastałaś przechodząc jedną z alejek okazał się być dla ciebie zbyt bolesny. Nie sądziłaś, że Michał tak szybko się pocieszy. Miałaś w głowie słowa Mariusza dotyczące tego, że Winiarski wciąż cię kocha i liczy na twój powrót, ale w obecnej sytuacji wydawały ci się całkowicie nieprawdziwe. Nie chciałaś wyciągać pochopnych wniosków, ale one nasuwały się same. Łzy napływały ci do oczu, mimo że starałaś się je powstrzymać. Dodatkowym problemem było to, że musiałaś przejść obok niego i blondynki, z którą siedział na jednej z ławek. Owszem, mogłaś jeszcze zawrócić, ale to nie miało już żadnego znaczenia. Teraz chciałaś tylko jak najszybciej znaleźć się w domu, by w samotności spróbować przetrawić to co zobaczyłaś. Ruszyłaś więc przed siebie, mając nadzieję, że Winiarski cię nie zauważy. Na twoje nieszczęście dostrzegł cię dość szybko.
- Agnieszka – usłyszałaś jego wołanie, więc przyspieszyłaś kroku. Nie miało to większego znaczenia, bo Michał już po chwili znalazł się obok ciebie i złapał cię za ramię. Wyrwałaś się z jego uścisku i nawet na niego nie patrząc ruszyłaś w dalszą drogę, którą zaraz ci zagrodził.
- Aga – wyszeptał.
- Zostaw mnie – powiedziałaś równie cicho. – Proszę.
- To nie jest tak jak myślisz, uwierz mi.
- Nie umiem…Sądziłam, że kiedyś jeszcze będziemy razem, wiesz? Że choć trochę zmienisz swoje nastawienie, że znów zaczniesz zauważać swoją rodzinę, swoich przyjaciół, mnie. Nie myślałam tylko, że kiedy się rozstaniemy ty tak szybko się pocieszysz.
- To naprawdę nie jest tak, Luna tylko mi pomaga!
- Nie wątpię. Ale spokojnie, teraz będzie mogła ci pomagać do woli. Masz wolną rękę.
- Aguś – zaczyna Winiarski, ale mu przerywasz. – Nie Michał, to nie ma sensu. Nie tłumacz się. Widocznie tak miało być, widocznie mnie już nie kochasz. Najwyraźniej nie jesteśmy sobie pisani. – milkniesz. – Bądź szczęśliwy. Nawet z nią – dodajesz, głową wskazując w kierunku Luny, która was obserwuje.
- Nie zostawiaj mnie znowu, proszę.
- Tym razem to twój wybór. Tylko twój. Żegnaj Michał – mówisz cicho, po czym odchodzisz szybkim krokiem, który już po chwili przemienia się w bieg.
Zostawiasz daleko w tyle i Michała i Lunę. Biegniesz przed siebie by jak najszybciej znaleźć się w domu. Łzy coraz bardziej ograniczają ci widoczność, ale nie jesteś w stanie ich kontrolować. Rozpadasz się coraz bardziej. Potrącasz idących obok ludzi, jak przez mgłę słyszysz ich krzyki, które od razu zlewają się w jeden. Nie obchodzi cię to. Jesteś już coraz bliżej mieszkania, została ci do pokonania tylko jedna ulica. Nie rozglądając się wbiegasz na nią. Ostatnie co pamiętasz, to światła rozpędzonego samochodu bijące ci prosto w oczy, huk i ogromny ból w całym ciele.

                                                                              *~*
Trochę dramaturgii nam się tu wkrada, żeby nie było za nudno. :P Przepraszam, że znów krótszy, ale tak jest podzielona ta historia i nie chcę już nic zmieniać.
Nowy blog powoli(bardzo, bo ostatnio utknęłam, ale nieważne) się przygotowuje, więc niedługo chyba Was na niego zaproszę. :) Taką mam przynajmniej nadzieję. :)

środa, 20 sierpnia 2014

Przyjacielskie obawy.


Po raz kolejny udałeś się do parku. Tego samego, w którym poznałeś Lunę. Kierowała tobą chęć ponownego spotkania z nią, choć nie wiedziałeś właściwie dlaczego. Faktem było, że chociaż spotkałeś ją tylko raz czułeś, że przy niej będziesz w stanie zapomnieć o tym co działo się w twoim życiu, że będziesz mógł spontanicznie się pośmiać, w końcu Luna przy pierwszym spotkaniu wydawała ci się naprawdę wesołą dziewczyną.
Podążając parkowymi alejkami rozglądałeś się uważnie, jednak nigdzie jej nie widziałeś. Twoje nadzieje na spotkanie jej rozpływały się coraz bardziej i traciłeś powoli radość, którą dawała ci myśl o czasie, który spędziłbyś w jej towarzystwie. Błąkałeś się bez celu po parku, coraz bardziej tracąc czas.
Jednak wolałeś to, niż siedzenie w domu i rozpamiętywanie przeszłości. Postanowiłeś jeszcze raz udać się w miejsce gdzie poprzednio spotkałeś Lunę, uznając przy okazji, że jeśli jej tam nie będzie to wracasz do domu.
- Mnie szukasz? – usłyszałeś, gdy po raz kolejny uważnie się oglądałeś.
- Jesteś – odpowiedziałeś ucieszony, zerkając na Lunę. W odpowiedzi posłała ci szeroki uśmiech.
- Mówiłam, że kiedyś mnie tu spotkasz. Usiądziemy?
- Czemu nie.
Zajęliście miejsca na ławce i pomiędzy wami zapadła cisza. Nie była w żaden sposób krępująca, pozwalała raczej na zebranie myśli.
- Mogę o coś zapytać? – usłyszałeś.
- Tak, jasne.
- Dlaczego jesteś smutny?
- Ja? Wcale nie – próbowałeś jeszcze zaprzeczyć, ale po minie Luny widziałeś, że ci nie uwierzyła. – Mam parę problemów, to nic. – dodałeś.
- Gdyby to nie było nic wielkiego, jak właśnie próbujesz mi wmówić, nie biłby z ciebie taki smutek. Próbujesz udawać, że wszystko jest w porządku, ale to widać. Nawet jeśli się uśmiechasz, twoje oczy wciąż pozostają smutne.
- To naprawdę nic takiego.
- Nie chcesz o tym porozmawiać? Podobno obcym łatwiej się wygadać.
W ciszy analizujesz słowa Luny i w końcu przyznajesz jej rację. Opowiadasz jej więc o tym, co dzieje się teraz w twoim życiu – o sukcesach, osiągnięciach i co najważniejsze o Agnieszce.
- Wiesz, w sumie ją rozumiem. Gdybym ja tworzyła z kimś związek, chciałabym żeby miał dla mnie choć trochę czasu. Nie zrozum mnie źle, nie chcę cię dobijać, staram się po prostu wczuć w jej sytuację. Kobiety pewne rzeczy widzą inaczej. Potrzebują czułości, miłości i wsparcia w dużo większym stopniu, niż mężczyznom się wydaje i potrafią to okazać. Nie zmienia to jednak faktu, że najpierw powinna z tobą porozmawiać, spróbować jakoś na ciebie wpłynąć, a dopiero potem odejść.
- Próbowała, z resztą nie tylko ona. To samo robił mój przyjaciel, ale uważałem, że mam wszystko pod kontrolą.
- Ach, tak…To trochę zmienia sytuację.
- Mam wrażenie, że ona mnie przestała kochać…
- Na pewno nie. Myślę, a nawet jestem pewna, że zrobiła to właśnie z miłości do ciebie. Wiem, że ciężko ci to pojąć, bo to nielogiczne, żeby rozstawać się z kimś, kogo się kocha, ale jeśli Agnieszka zdecydowała się na tak radykalny krok, to chce dla ciebie jak najlepiej, nawet kosztem swojego szczęścia. Jeśli nic innego nie potrafiło sprawić, że otworzysz oczy i spojrzysz na wszystko z pewnego dystansu, musiała posunąć się do ostatecznych kroków.
- Może masz rację – odpowiadasz, nadal będąc dość sceptycznym.
- Powiedz mi lepiej, czy cokolwiek to zmieniło.
- Wydaje mi się, że tak. Odetchnąłem, spojrzałem na wszystko inaczej i powoli odpuszczam. Dotarło do mnie, że to nie sukcesy są najważniejsze w życiu. Owszem, mają swoje znaczenie, może nawet i całkiem spore, ale co z tego, jeśli poprzez dążenie do nich tracisz wszystko inne? Jeżeli nie masz z kim dzielić się swoją radością, bo wracasz do pustego domu, gdzie nikt na ciebie nie czeka?
- Widzisz? Właśnie o to chodziło Agnieszce, gdy cię zostawiała. Taka terapia szokowa. W końcu bez tego nie doszedłbyś do takich wniosków.
- Dziękuję.
- Ale za co? – w głosie Luny słyszysz nieudawane zdziwienie.
- Za to, ze pomagasz mi to wszystko zrozumieć. Wcześniej nie patrzyłem na to w ten sposób.
- Nie musisz mi za to dziękować – posyła ci uśmiech, na który odpowiadasz tym samym.
Rozmawiacie jeszcze na przeróżne tematy, sam też dowiadujesz się kilku faktów o Lunie. Wiesz już czym zajmowali się jej rodzice, jak spędzała swoje szczenięce lata, jakie zabawy lubiła najbardziej.
W pewnym momencie wzrok dziewczyny wędruje na jej zegarek, a kiedy orientuje się, która jest godzina informuje cię, że musi już wracać do domu.
- Odprowadzę cię – mówisz.
- Nie trzeba.
- Nalegam.
- No dobrze – odpiera Luna i podnosi się z ławki, co ty także czynisz.
Ruszacie w drogę do jej domu, po drodze dalej rozmawiając. Nie jest to zbyt duża odległość, bo w oddali już widać jej blok. Okazuje się, że Luna mieszka niedaleko Mariusza. Los sprawia, że po drodze go spotykacie. Jedno spojrzenie na jego minę udowadnia ci, że nie jest on zbyt zadowolony z twojego towarzystwa. Jego sceptyczne, a może także i wrogie nastawienie do Luny jest wręcz namacalne.
- Mariusz, poznaj proszę Lunę – mówisz, a dziewczyna wyciąga do niego prawą dłoń.
- Miło mi – mówi Wlazły, witając się z nią, ale widzisz, że wcale tak nie jest. Luna chyba też to wyczuwa, bo lekko się peszy.
- Jesteś pewien tego co robisz? – dobiega cię pytanie Mariusza.
- Nie wiem o co ci chodzi – odpowiadasz.
- Myślę, że doskonale wiesz – mówi Wlazły i patrzy wymownie najpierw na ciebie, a potem na Lunę. Nim zdążysz zareagować dziewczyna włącza się do rozmowy.
- Nie musisz się obawiać, jeśli o to ci chodzi. Nie zamierzam stawać pomiędzy Michałem a Agnieszką. – jej wzrok spotyka się z zaskoczonym spojrzeniem Mariusza. Chyba nie spodziewał się, że Luna wie o wszystkim. – Chcę im pomóc, bo widzę jak dużym uczuciem Michał wciąż ją darzy. I z tego co mi opowiedział jestem pewna, że z jej strony jest dokładnie tak samo.
- Dlaczego miałbym ci ufać? – pyta ją Wlazły.
- Wcale nie musisz, choć mimo wszystko wolałbym, żebyś jednak mi zaufał. Uwierz mi, mnie kiedyś spotkało coś podobnego i nigdy nie stanęłabym pomiędzy dwójką kochających się ludzi. Wiem jak to boli – odpowiada cicho Luna, wciąż patrząc prosto w oczy Mariusza. Widać, że nie kłamie.
- W porządku. Proszę cię tylko byś uważał, dobrze? – tym razem mężczyzna kieruje swoje słowa do ciebie.
- Dobrze – odpowiadasz pewnie.
Po krótkiej chwili Mariusz się żegna i odchodzi. Wy tym czasem udajecie się w stronę bloku Luny, gdzie już po kilku minutach jesteście.
- Dziękuję za odprowadzenie. Choć wciąż uważam, że nie musiałeś.
- Chciałem. Luna?
- Tak?
- Przepraszam cię za Mariusza.
- W porządku, ja się nie gniewam. To twój przyjaciel, prawda? Widać, że chce dla ciebie dobrze. Nie mam do niego żalu.
- Cieszę się, naprawdę. Bałem się, że cię uraził.
- Nic z tych rzeczy – dodaje Luna, uśmiechając się do ciebie. – Idę już. Trzymaj się Michał. I głowa do góry, niedługo będzie lepiej.
- Mam nadzieję.
- Na pewno – dorzuca dziewczyna, po czym posyła ci jeszcze jeden uśmiech i znika za drzwiami klatki schodowej. Ty zaś udajesz się w drogę do siebie. Po dotarciu na miejsce załączasz jakiś film, po czym spędzasz spokojny wieczór na oglądaniu go. To pozwala ci choć trochę się wyciszyć i zapomnieć o problemach.

                                                              *

Trochę dłuższy i w końcu pojawia się Luna. Jej postać wydaje się być pozytywna, ale czy do końca tak będzie? :D
Następne dwa rozdziały niestety znów są krótsze(za co z góry przepraszam), ale potem już do końca będą długością zbliżone do tego. :)

Myślałam także nad czymś nowym. Czymś zupełnie innym od tego co do tej pory publikowałam, z racji tego, że miałaby to być bardziej komedia. Nie mam pojęcia kiedy zaczęłabym publikację(choć zastanawiam się czy nie zrobić tego w najbliższym czasie), zwłaszcza że mam dopiero kilka rozdziałów(choć pomysłów wiele, tylko nie mam ich kiedy spisać). Co Wy na to? Znalazłaby się jakaś czytelniczka? :)